„Szczęśliwsi byli dawniejsi poeci. Świat był jak drzewo, a oni jak dzieci…” na początku spektaklu „Panny z Wilka” w reżyserii Krzysztofa Rekowskiego wybrzmiewa fragment wiersza Tadeusza Różewicza. Ale czy na pewno? Odpowiedzi na to pytanie może dostarczyć wizyta w Wilku. Dylematy i problemy, z jakimi mierzą się w „Pannach z Wilka” bohaterowie żyjący w międzywojniu, bliskie są tym współczesnym – lęk przed samym sobą, samotnością, ale i przyszłością, związany ze strachem przed wybuchem kolejnej wojny. Obawę przed nieznanym potęgują doświadczenia z przeszłości.
Wewnętrznie rozdarty Wiktor Ruben przyjeżdża do Wilka i spotyka się z kobietami ze swojej młodości. Z każdą z nich wiążą się wspomnienia i wspólne przeżycia, które – jak to z nimi bywa – w sposób odmienny zapisały się w pamięci bohaterów. Wizyta w Wilku to okazja do zrewidowania swojego dotychczasowego życia. Wiktorowi pomagają w tym tytułowe panny i Jurek, zmarły kleryk i przyjaciel, z którym Wiktor prowadzi swoisty monolog wewnętrzny. Odpoczynek u wujostwa obnaża rodzinę jako jednostkę opresyjną czego odzwierciedlenie widz zobaczy w trosce o przyszłość Wiktora przy jednoczesnym deprecjonowaniu jego osiągnięć i życiowych wyborów. Czas, który miał przynieść Wiktorowi wypoczynek, staje się podróżą do wydarzeń z przeszłości, najgłębszych pragnień i lęków Rubena oraz panien z Wilka.
W opowieść z lat 30. XX wieku wprowadzają zwiewne suknie, garnitury szyte na miarę i detale, m.in. koronkowy parasol czy gramofony. Klimat spektaklu tworzą też meble z epoki, ale najważniejszym elementem są wiszące brzozy, które w zależności od świateł budują nastrój grozy lub radosnego spotkania. Jednocześnie to ukłon w stronę natury i nawiązanie do opisów przyrody Iwaszkiewicza.