Odprawa posłów greckich po raz pierwszy została wystawiona 439 lat temu. Byłoby wspaniale, gdyby mogła pozostać historyczną ciekawostką pomnikiem polskiej literatury renesansowej.
Oznaczałoby to, że przezwyciężyliśmy poruszane w niej problemy i pozbyliśmy się piętnowanych przez Kochanowskiego wad; że na lepsze zmieniły się zarówno instytucje naszego państwa, jak i my, jego obywatele. A jednak pisany w zupełnie odmiennych okolicznościach historycznych i politycznych dramat Kochanowskiego wciąż zawstydza nas tym, że odnajdujemy w nim siebie.
Troja z dramatu Kochanowskiego nigdy nie była mityczną Troją, a raczej krzywym zwierciadłem przystawionym Rzeczpospolitej. Upadające miasto z bezwolną i skorumpowaną władzą, żyjące z dnia na dzień, zapatrzone na krzywdy przeszłości, bez żadnego planu na przyszłość, miało być przestrogą dla szlachty, że nie odbuduje państwa bez poświęcenia własnych interesów dla dobra wspólnoty.
Odprawa… nie jest tekstem przyjemnym, ani krzepiącym. To tekst o egoizmie, pustym narzekactwie, krótkowzroczności, daremnych wyrzutach sumienia. O tym, jak łatwo dajemy się napuścić na siebie nawzajem w imię mało ważnych spraw, a jak trudno przychodzi nam walka o rzeczy istotne. A także o tym, że to, co postrzegamy jako przychodzącą z zewnątrz tragedię, katastrofę albo karę jest zazwyczaj dziełem naszych własnych rąk.