„Skomponowałem w wagonie, jadąc do Jaworskich pod Warszawę, potworny dramat Czystej Formy pt. MATKA. O ile mi się uda, będzie to wprost cudowne” – pisał Witkacy w liście do żony z 28 listopada 1924 roku. Już w trzy tygodnie później zapowiedziana sztuka była gotowa, choć na swoją prapremierę musiała poczekać jeszcze czterdzieści lat, do czasu, aż na deskach Teatru Starego wystawił ją legendarny Jerzy Jarocki.
Czym jednak jest MATKA? Parodią naturalistycznego teatru spod znaku Strindberga, Ibsena i Przybyszewskiego? Autobiograficznym i boleśnie celnym portretem wszechstronnego artysty,
uzależnionego od utrzymującej go latami matki? Filozoficznym traktatem ukrytym pod pozorami banalnego obyczajowego dramatu? Czy może tylko narkotyczną wizją wysnutą przez zakompleksionego megalomana? Czystą Formą – czy czystą blagą?
MATKA to zaskakująco aktualna opowieść o ludziach skazanych na bliskość. I o samej bliskości, która z czasem potwornieje i wyradza się w swoje przeciwieństwo. O więziach, które stają się więzami. To wreszcie uniwersalna opowieść o rodzinie. Bo przecież rodzina jest tym, co na początku wprawia nas w ruch, i tym, co nas ostatecznie pożera.