Śmierć porucznika (1963) to ostatni dramat napisany przez Sławomira Mrożka przed opuszczeniem kraju na wiele lat. Mimo iż premierowe spektakle – w krakowskim Teatrze Starym i warszawskim Teatrze Dramatycznym – publiczność przyjęła z entuzjazmem, zarzuty krytyki dotyczące zarówno warsztatu dramaturga, jak i „szargania świętości” sprawiły, że aż do teraz sztuka miała zaledwie jedną realizację. Co tak zbulwersowało ówczesnych krytyków? Mrożkowi za kanwę sztuki posłużyła historia opisana w wierszu Adama Mickiewicza „Reduta Ordona”. Mrożkowski Orson ujawnia prawdę dotyczącą tego epizodu powstania listopadowego, która jest sprzeczna z treścią wiersza. Uśmiercony bowiem bohatersko przez Mickiewicza Ordon, w istocie przeżył wybuch wspomnianej reduty i dopiero w wieku 77 lat zabił się strzałem z pistoletu.
W dramacie Mrożka Orson jako Starzec trafia do więziennej izby zatrzymań, gdzie wspólnie z Chórem Wykolejonej Młodzieży, wywołuje duchy na wzór Dziadów, cz. II Mickiewicza. Zatem Mrożek dekonstruuje romantyczny mit poświęcenia i krytykuje kreowanie polityki historycznej opartej nie na faktach, ale… poetyckim zmyśleniu. Zespół twórców podjął się wyzwania, które ma przedstawić dramat Mrożka jako doskonały materiał dla wykorzystania groteskowego potencjału lalki. Liczymy na to, że współczesny kształt realizacji, wykorzystujący ruch sceniczny, elementy kultury hip-hopowej czy maski, sprowokuje refleksję dotyczącą współczesnych ideałów, tożsamości, prawdy i prawa jednostki do decydowania o sobie.