„Pamiętnik…” to powieść pełna zaszyfrowanych znaczeń, niełatwych do jednoznacznej interpretacji. W końcu „szyfr powinien przypominać wszystko z wyjątkiem szyfru”. Taka też jest sztuka. Tajemnicza, zawiła, może wydawać się trudna. Nie ma tu uproszczonej psychologii postaci, sztampowych dialogów i konwencjonalnej fabuły. Trzeba wytężyć szare komórki. Centrum scenicznych zdarzeń jest Gmach – bezduszny biurokratyczny system, w którym poruszają się jednostki o określonych numerach. Brzmi znajomo?
W spektaklu obserwujemy zmagania Pierwszego (Adam Gradowski), który próbuje dowiedzieć się, na czym polega Misja, do której został powołany. Niestety nikt nie jest w stanie udzielić mu informacji. Przerzucany z rąk do rąk, od drzwi do drzwi, z piętra na piętro, gubi się w systemie absurdów. W Gmachu panuje bowiem totalna dezorganizacja, a instytucja jest parodią samej siebie. Nikt nic nie wie, a intrygi i spiski stanowią tu normę… Przedstawienie wciąga widza w realia społeczności żyjącej w nieustannej inwigilacji. Tu każdy może być zdrajcą. Jak wygląda prawda?
Spektakl nasycony jest efektami wizualno-dźwiękowymi, tworzącymi futurystyczny, mroczny, surowy klimat. Dominuje czerń i minimalizm. Powtarzające się niczym mantry komunikaty wywołują niepokój. Ciekawym zabiegiem było przeniesienie rysunków Lema w ruch sceniczny aktorów.
Spektakl porusza ważną problematykę – są tu zarówno totalitaryzm, biurokratyczne labirynty, jak i zagubienie w kulturze i relacjach międzyludzkich. Warto podjąć umysłowy wysiłek i zagłębić się w świat Lema, ponieważ jego przekaz jest wciąż aktualny.