Współczesna lektura Niewidzialnego chłopca, niepublikowanego i niewystawianego dotąd utworu dramatycznego Tymoteusza Karpowicza, wywołuje szczególny efekt niesamowitości. Tekst napisany w roku 1968, silnie związany ze społecznymi i historycznymi realiami swojego czasu, wydaje się w niezwykły sposób rezonować z kluczowymi problemami czasów obecnych, jak gdyby przekraczając bariery dat i ustrojów, antycypując rozpoznanie pola wspólnego dla pozornie sprzecznych ze sobą ideologii: pola, w którym polityczność cofa się pod presją konsumpcji.
Oto członkowie trzech pokoleń zamożnej rodziny, której studiujące dzieci przeżyły ostatnio „unikalny rok – jedenastomiesięczny” [to znaczy pozostały nietknięte wypadkami Marca’68], spędzają towarzyski wieczór z Doktorem i Służącą. Spotkanie zostaje zakłócone przeczuciem obecności tytułowego „niewidzialnego chłopca”, który staje się milczącym partnerem dyskusji lub raczej słuchaczem solilokwiów prowadzonych przez wszystkich bohaterów. Pretekstowa fabuła dramatu błyskawicznie ulega załamaniu, terenem akcji staje się właściwy Karpowiczowi lingwistyczny żywioł, mocno osadzony w naukowym i erudycyjnym dyskursie, dzięki któremu fragmenty prac słynnych rewolucjonistów i aktywistów mieszają się z fragmentami wywodów astrofizycznych czy mineralogicznych.
Język podporządkowany jest tu jednak szczególnemu wezwaniu etycznemu – problemowi indywidualnej odpowiedzialności za kształt świata, w którym rzeczy już dawno przeważyły nad ideami. Opisywany przez Karpowicza ustrój, ufundowany na obietnicy dostatku i sytego spokoju, skutecznie rozbrajający wszelkie próby oporu, w zaskakujący sposób koresponduje z sytuacją kreowaną współcześnie przez neoliberalną wersję kapitalizmu. Powidoki peerelowskiego systemu i wydarzeń Marca ’68 staną się w przygotowywanym przedstawieniu punktem wyjścia dla scenicznych rozważań o możliwości podjęcia jakiegokolwiek zaangażowania w społeczeństwie, gdzie „wielkie i małe improwizacje już nieraz zagnały nas w ślepy zaułek”, a obietnica posiadania „radia tranzystorowego, trąbki Mertensa, cygar hawańskich i prezerwatyw francuskich” nieustannie ściera się z przekonaniem, w myśl którego „rewolucję trzeba robić każdego dnia, podczas jedzenia, podczas mówienia, podczas miłości”.